poniedziałek, 22 lipca 2013

przez ukrytą dolinę Cochamó

Otwarcie. W dolinę Cochamó 
Cochamó zdąża z gór. Szumiąc w pośpiechu i śpiewając. 
Wilgotna wyszywanka w szmaragdowym lesie 
Przez tajemniczy las w dolinie 
Wśród puchatych drzew
Zieleń jest wszystkim
Plecionka z mchu i kropli wody
Układanka runa leśnego
Zwieszający się zapach białych kwiatów Luzuriaga radicans
Delikatne akcenty czerwieni od fuksji Fuchsia magellanica
i notro Embothrium coccineum rozpraszają zieleń dna lasu
Nareszcie. Górujący ponad lasem granitowy majestat
Zabawa promieni zachodu ze srebrzystymi skalami Cochamó

Dolina rzeki Cochamó jest jedna z wielu dolin w Andach Patagońskich, podobnych. Wąskie, wciśnięte pomiędzy strome zbocza gór, porośniętych szmaragdowym lasem znajdują swoje przedłużenie w morzu, we fiordowych zatokach. Wysokie szczyty często pokryte przez cały rok śniegiem, nad niektórymi z nich dominują uśpione pod lodowcami ogromne wulkany. Jednak Dolina Cochamó jest wyjątkowa i także dla mnie stała się szczególnie ważnym miejscem, bo to tu zaczęła się moja przygoda z chilijskimi lasami. Choć odwiedziłem to miejsce dopiero wiele lat później. Wędrowałem przez kilka godzin w górę rzeki, przedzierając się wąskim, czasem prawie niewidocznym szlakiem, który czasem stawał się potokiem albo zlewał się z rzeką, a czasem był niczym głęboki wąwóz wydeptany spod końskich kopyt. Wilgotno i zielono. Słońce i deszcz bawiły się w pogodową układankę po równo dzieląc się dniem. Biały zapach z girland kwiatów pnączy oblepiał słodko mi nozdrza. Gdzieniegdzie las popisywał się przepyszną czerwienią. Co jakiś czas szlak przecinał niewielkie polany. Góry otaczające dolinę powoli ujawniały swój charakter, szary i granitowy. Lśniący w zdążającym ku zachodowi słońcu. Wreszcie dolina się otworzyła, a las ustąpił miejsca pastwiskom odsłaniając widoki zapierające dech. Teraz dolina otoczona była niczym przez wielkie posagi wyrzeźbione w przez samotnego twórcę, ukryte przed ciekawskimi oczami. Przytłaczająco pięknie.

wtorek, 2 lipca 2013

Quillelhue - w krainie lśniących wód

Lśniąca tafla Laguny Quillelhue
Gdzie zieleń z błękitem - Parque Nacional Villarrica 
Wulkan Lanin - drzemiący olbrzym 
Otoczeni przez bambusy w szale kwitnienia
Podwodny świat Quillelhue
Soczysta bukowa zieleń oszroniona brodaczkami
Iskrzące się w promieniach słońca araukariowe igły
Kwitnące na potęgę bambusy Chusquea quila
Drobna porzeczka Ribes trilobum ukryta w cieniu bambusów
Słodko pachnący groszek magellański Lathyrus magellanicus
i pyszny storczyk Gavilea odoratissima wychylają na polanach
Araukarie w wieczornym cieniu nad Quillelhue
Co by nie powiedzieć, to jezior w chilijskich Andach jest pod dostatkiem. Ukrywają się w dolinach pośród strzelistych szczytów, u stop wiecznie ośnieżonych wulkanów, takich jak Lanin. Te najmniejsze schowane w gęstych lasach, ukazują się znienacka, szczelnie otoczone kordonem wiosennej zieleni buków. Ostre popołudniowe słońce bawi się promieniami rzucanymi na tafle wody. Lśni każda kropla z każdą delikatną falą rozbijającą o wyrzeźbione powalone pnie na drobnym wielobarwnym piasku. Światło bawi się w niewielkich potokach rytmicznie poruszającymi się wodnymi roślinami. Las wypełniony jest gęstym zapachem siana. Powietrze ciężko opada przesiąknięte pyłkami kwitnących bambusów. Wszystkie zakwitły jednocześnie, ten jedyny raz w życiu. Tylko gdzieniegdzie drobne kwiaty nieśmiało wychylają się w tym wiosennym szaleństwie.