 |
Dolina Cochamó o poranku |
 |
Strzeliste fitzroje sięgają chmur |
 |
a wnętrze lasu zaczyna rozkwitać czerwienią Alsteranthera ovata |
 |
Koniki morskie na drzewie? |
 |
Mszany potwór |
 |
Widokiem na drugą stronę doliny |
 |
Przez granitową ścianę |
 |
Na całych połaciach zamarłe bambusy |
 |
Wiosenna ciemna zieleń Weinmannia trichosperma |
 |
Młoda bukowa zieleń Nothofagus pumilio |
 |
Ze szczytów przez las bukowy na drugą stronę doliny |
 |
W granitowym amfiteatrze |
Na cały dzień wybrałem się na wycieczkę w góry, ku olbrzymim, prawie pionowym, granitowym skałom. Szczyty otaczające centralną część doliny Cochamó budzą coraz większy respekt, im głębiej w pierwotny las wkraczam i czym wyżej moje nogi zmierzają. Od początku ścieżka stawia spore wymagania, wije się po stromym zboczu, jest śliska po codziennych deszczach, które i dziś mnie nie oszczędzają. Kropi od czasu do czasu. Co pewien czas trzeba przejść po zwalonym pniu, albo przytulić się do prawie pionowego zbocza. W pewnym momencie szlak znika, a w jego miejscu pojawia się płaska jak stół granitowa stromizna. Trzeba przejść trzymając się sznura przewieszonego pomiędzy dwoma brzegami lasu. Ślisko. Ale widoki zaspokajają najśmielsze nawet wyobrażenia, gdy na chwilę znów wygląda zza chmur słońce. Cały czas towarzyszą mi strzeliste fitzroje i ogromne buki południowe. Po drugiej stronie las wydaje się dziwniejszy za sprawą połaci wyschniętych bambusów, które po zeszłorocznym zbiorowym zakwitnięciu zamarły zostawiając miejsce nowemu pokoleniu. Po kolejnych przeprawach przez pnie docieram do granitowego amfiteatru. Amfiteatru patagońskich olbrzymów. Gdzieniegdzie leży jeszcze sporo śniegu. Buki świecą świeżą wiosenną zielenią na tle szaro-srebrnych granitowych ścian. Z trzech stron otoczony. Przede mną rozciąga się widok na przeciwną stronę doliny, której szczyty wydają się na wyciągnięcie ręki. Ciemniejsze, z zawieszonymi pomiędzy nimi chmurami. Trzeba wracać, w dół jak zwykle szybciej.